niedziela, 28 kwietnia 2013

Najdziwniejsze festiwale świata

Festiwale i lokalne zabawy wydają Wam się nudne? A co powiecie na kąpiele w błocie, bitwę na pomidory, czy turlanie sera ze wzgórza?  Oto niezwykłe festiwale świata. 


Bitwa na pomarańcze, Włochy

W miasteczku Ivrea we Włoszech odbywa się co roku słynna na cały świat wielka karnawałowa bitwa na pomarańcze. Początków tego festiwalu upatruje się w XII wieku, kiedy to podczas parad i świąt miejskich dziewczęta rzucały pomarańczami w chłopców, których uwagę chciały na siebie zwrócić. Dziś każdy może dołączyć do jednej z dziewięciu pieszych drużyn, lub zostać członkiem ekipy na wozie. Wszyscy muszą liczyć się z tym, że w tej wojnie nie ma żadnych reguł: pomarańczą można dostać w głowę. Przybysze spoza miasta muszą zapłacić za taką brudną zabawę - wstęp do centrum w czasie bitwy kosztuje 5 euro.

Monkey Buffet Festival, Tajlandia



Lopburi Monkey Festival lub Monkey Buffet Festival to jedyna w swoim rodzaju dwudniowa impreza w Lopburi w Tajlandii odbywająca się każdego roku w ostatni weekend listopada. Przed budynkiem świątyni - The Phra Prang Sam Yot miejscowa ludność rozstawia suto zastawione stoły. Uczta przeznaczona jest dla małp - makaków, które masowo zamieszkują miasteczko. Mieszkańcy wierzą, że uczta dla małp przyniesie im szczęście i dobrobyt. Jest to też sposób wyrażenia wdzięczności, bo dzięki makakom, które przystosowały się do miejskiego życia, Lopburi stało się słynne na cały świat i przyciąga tysiące turystów każdego roku.

 La Tomatina, Hiszpania


La Tomatina to hiszpańska bitwa na pomidory, której tradycja sięga roku 1945. Odbywa się w ostatnią środę sierpnia, w dniu św. Ludwika w mieście Buñol (region Walencja). Bitwa wszystkich przeciw wszystkim rozpoczyna się o 11.00 i trwa ok. godzinę. W trakcie zużywa się ok. 125 000 kg dojrzałych pomidorów, które przed rzutem muszą zostać rozgniecione, aby przypadkiem nie zrobić komuś krzywdy. W przeciągu chwili wszyscy uczestnicy są od stóp do głów pokryci pomidorową mazią. Nikt nie jest chroniony, nawet dziennikarze. Zaraz po zabawie wszyscy sprzątają ulicę.

Cheese Rolling, Wielka Brytania



Festiwal Cheese Rolling, czyli wyścig w toczeniu sera po stromym wzgórzu odbywa się co roku w hrabstwie Gloucestershire w Wielkiej Brytanii. Zabawa rozpoczyna się o dwunastej w południe. Śmiałkowie rzucają się w dół po stromych, trawiastych zboczach Coopers Hill w pogoni za ogromnym, ważącym 7-8 funtów serem Double Gloucester. Rozgrywane są cztery wyścigi, w tym jeden tylko dla pań. W rzeczywistości nie da się złapać w locie sera, który pędzi po stromym zboczu z ogromną prędkością. Wygrywa ten, kto pierwszy doturla się do podnóża stoku. Zwycięzca zabiera do domu ser, a także sporą ilość skaleczeń i siniaków. To niezwykłe wydarzenie sięgające swoją tradycją średniowiecza ogląda corocznie kilka tysięcy osób.
Cheese Rolling czyli wyścig w toczeniu sera po stromym wzgórzu. Festiwal odbywa się co roku w hrabstwie Gloucestershire w Wielkiej Brytanii. Zabawa rozpoczyna się punkt dwunasta w południe. Wygrywa ten, kto złapie ser lub pierwszy sturla się na dół. 


Coopers Hill, Gloucestershire, Anglia

Hadaka Matsuri, Japonia

Święto golasów, czyli Naked Men's Festival albo Hadaka Matsuri w Japonii odbywa się od 767 roku. W świątyni Saidaji zbiera się wówczas 3000 mężczyzn w wieku od 23 do 43 lat, ubranych tylko w przepaski na biodrach. Uważa się, że nagi człowiek absorbuje wszystkie nieszczęścia, które go dotkną. Mężczyźni przechodzą oczyszczenie w świątyni, po czym idą w procesji ulicami miasta, gdzie setki ludzi próbują ich dotknąć, by zapewnić sobie pomyślność. Święto wypada w lutym, wiec aby nie zamarznąć Japończycy raczą się przedtem sake. Jak widać, mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni są w stanie zrobić bardzo wiele, aby zagwarantować sobie szczęście i pomyślność na cały rok...

El Colacho, Hiszpania


Co roku w hiszpańskim miasteczku Castrillo de Murcia odbywa się nietypowy festiwal... skoków nad dziećmi. Impreza ta znana jest także pod nazwą El Colacho. Cały idiotyzm imprezy polega na tym, że mężczyzna ubrany w żółty kostium przeskakuje przez niemowlaki ułożone w dwóch rzędach. Mężczyzna symbolizuje diabła, a korzenie imprezy sięgają, o dziwo, 1620 roku. A wydawać by się mogło, że jest to współczesny wymysł...

Boryeong Mud Festival, Korea Południowa

W Korei Południowej, w miejscowości Boryeong odbywa się co roku niezwykła błotna fiesta. Letnia impreza ma miejsce na plaży Daecheon, położonej w odległości około 190 km na zachód od Seulu. Oficjalna strona festiwalu, reklamuje go jako "dzikie, żarłoczne przekomiczne, wojownicze doświadczenie taplania się w rzece błota". Impreza przyciąga mnóstwo turystów. Są tu błotne ślizgawki, błotne rodeo, konkurs błotnego body-paintingu, zawody w rzeźbie z błota, a także tradycyjny koreański wrestling w błocie i ogromna wspólna kąpiel wszystkich uczestników. Na koniec dnia odbywają się ponadto wybory Miss i Mistera Błota. Później nad oceanem, porządnie ubłoceni uczestnicy zmywają z siebie brązową maź.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Zakupy na pchlim targu - Wietnam, Kenia, Maroko, Indie, Egipt

Turcja, ceramika na bazarze, Turcja zdjęcia
Turcja, ceramika na bazarze, Turcja zdjęcia (Shutterstock)

Z Wietnamu trzeba przywieźć suknię na miarę, z Kenii - bliźniacze chusty, a z Maroka nie powinno się wracać bez skórzanych pantofli. Nie zapominajmy też o egzotycznych potrawach
Suk pachnie przyprawami i mieni się wszystkimi kolorami tę-czy. Wśród chust, płaszczy i haftowanych bucików królują ostre czerwienie, pomarańcze, błękity wykończone ozdobnie złotem, koronkami i koralikami. Żeby się do nich dostać, trzeba się przecisnąć wąskimi uliczkami i przejściami, do których przez witrażowe zadaszenia docierają tylko pojedyncze promienie słońca.

Zakupy w Maroko - Fez, Marrakesz

Maroko, Meknes, stoisko z ciastkamiMaroko, Meknes, stoisko z ciastkamiFot. Paweł Kozioł / AG























Ponieważ arabski bazar wygląda dokładnie tak, jakby go przeniesiono z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy, 
wielu przybyszów najzwyczajniej traci na nim głowę wpadając w prawdziwy zakupowy szał. Według statystyk w popularnym Maroku przeciętny tury-sta spędza na zakupach 20 proc. swojego czasu.

Bazary znajdują się praktycznie w każdym marokańskim mieście i miasteczku, ale najlepsze zakupy robi się w majestatycznych Fezie i Marrakeszu. Zwłaszcza ten pierwszy robi wrażenie: jego medyna (czyli stare miasto) liczy sobie tysiąc lat z okładem i w większej części zajęta jest przez kolejne suki ciasne tak, że jedynym dozwolonym środkiem lokomocji są osły. Zwierzęta wkracza-ją w uliczki już o świcie taszcząc towar do kolejnych sklepów.


Na medynie w Fezie najpierw całymi uliczkami ciągną się stoiska z chustami, potem zaczynają się olejki i perfumy, dalej jest biżuteria, a za nią - lampy. Oddzielne kwartały zajmują sklepy z ceramiką, skórą, meblami, ozdobnymi tronami dla młodych par i wszelkim dobrem, jakiego dusza zapragnie. Błądzący między nimi turysta raczej na pewno nie wyjedzie z miasta bez babouchy - słynnych domowych pantofli, czy równie doskonałych skórzanych toreb lub portfeli. W Fezie znajdują się znane na cały świat garbarnie, w których skóry wyprawia się metodami takimi samymi jak setki lat temu, używając tylko naturalnych składników, dzięki czemu są wyjątkowo delikatne. Chyba najpiękniej wyglądają czerwone - ufarbowane na ten kolor dzięki kwiatom maku zbieranym w wioskach przez berberyjskie kobiety. Maroko ma także wyjątkowo utalentowanych tkaczy, dzięki czemu nie-jeden wyjeżdża stąd zaopatrzony w dywan, kilim, koc czy chociaż szal.

W Maroku warto kupić również biżuterię - zwłaszcza bransolety i naszyjniki z ciężkiego metalu i kamieni półszlachetnych, ceramikę (tu prym wiodą naczynia do tradycyjnej potrawy tadżine), przyprawy (nigdzie indziej na świecie nie ma tak ta-niego szafranu, ani tak pachnącej mięty) i naturalne kosmetyki. Na turystkach największe wrażenie zwykle robią magiczne szminki z henny: są zielone, ale po nałożeniu na usta zmieniają kolor na ładny róż.

Zakupy w Egipcie - Kair. Między chustami złoto się świeci
Egipt, Kair, Złoty BazarEgipt, Kair, Złoty bazar, Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / AG



Egipt, Kair, Złoty BazarFot. Arkadiusz Wojtasiewicz / AG

Sercem starego Kairu, najbardziej fascynującej dzielnicy tego miasta, jest bazar Khan al-Khalili - jedno z największych targowisk na świecie pełne sklepików, straganów, malutkich kawiarni, ulicznych knajpek i palarni fajek wodnych. Trudno wyjść stąd z mniej niż walizką zakupów, nawet jeśli nie planowało się ich robić w ogóle, bo miejscowi sprzedawcy są w swoim fachu prawdziwymi mistrzami. Jeśli już "wpadniesz" w ich ręce, najlepiej rozglądaj się za srebrną i złotą biżuterią, ba-wełnianymi chustami, skórzanymi torbami, perfumami w ozdobnych flakonach oraz beduińskimi dywanami w wielbłądziej wełny. Po te ostatnie warto wybrać się także do Dahab albo na cotygodniowy tradycyjny targ w Al-Arisz. Ciekawą biżuterię i ceramikę można znaleźć również na małych sukach w oazach, a ładne tkaniny - w Asuanie.

Zakupy w Kenii - Mombasa


Plaże pod Mombasą są długie i szerokie, a jeśli w czasie odpływu nie patrzy się w dal na wodę, można nawet pomyśleć, że mają w sobie coś z egipskiej Sahary. Tu jednak na zakupy nie trzeba iść na bazar, bo to bazar przychodzi do turysty. Kiedy tylko ten pojawia się w zasięgu wzroku, z cienia palm podrywają się kolejne postaci. - Bananas, my friend, bananas - zachęcają z uśmiechem zawinięte w kolorowe chusty kobiety. Jednak częściej niż coś na ząb Kenijki sprzedają właśnie te chusty: to słynne kangi - bawełniane kupony materiału wielkości 1 na 1,5 metra, otoczone wyraźną ramką i wypełnione wzorem charakterystycznym dla danego regionu. Kanga ma setki zastosowań: można ją nosić jako sukienkę, fartuch, spódnicę, bluzkę, albo związać na plecach robiąc nosidełko dla malucha (to zresztą co-raz popularniejsze zastosowanie kangi na zachodzie). Chusty kupuje się w tandemie: z jednej można zrobić np. spódnicę, a z drugiej - bluzkę albo jeszcze lepiej podarować ją komuś bliskiemu. Nie ma lepszego dowodu przyjaźni niż dwie osoby noszące taką samą kangę. Z Kenii warto przywieźć też zestaw ubrań na safari, wzorzyste koszyki z sizalu i ozdoby z paciorków.


Zakupy w Turcja - Stambuł

Turcja, Stambuł, Grand BazarTurcja, Stambuł, Grand Bazar, Fot. Anna Lewanska / AG



30 hektarów, ponad 60 ulic, 22 bramy, dwa meczety, 3,5 tys. sklepików oraz niezliczone knajpki i kafejki - to nie centralna dzielnica miasta, tylko Wielki Bazar w Stambule, zwany także krytym bazarem z racji tego, że cała ta handlowa plątanina znajduje się pod ozdobnym dachem. W miejscu placu, na którym rynki odbywały się już za czasów Bizancjum, wyrósł na potęgę oferującą setki tysięcy towarów zaczynając od słynnych wyszywanych pantofelków, przez złotą biżuterię, po stroje do tańca brzucha, jedwabne apaszki i haftowane obrusy. Tylko po tureckie smakołyki - baklawę, chałwę, czy przyprawy - lepiej wybrać się na Bazar Korzenny, zwany także Egipskim. Królestwem zakupów "współczesnych" jest zaś ulica Istikal Caddesi ciągnąca się od placu Tunel - na który najlepiej wjechać z dołu malutkim wagonikiem, okrzykniętym najstarszym metrem świata - po słynny Taksim. To serce Beyoglu, nowoczesnej części Stambułu, zbudowanej w XIX wieku, za sprawą której Stambuł okrzyknięto "Paryżem Wschodu". Dzisiaj Istikal Caddesi to gwarna i kolorowa promenada, którą przejeżdża jedynie elegancki czerwony tramwaj.
Turcja, Stambuł, bazar z przyprawami w dzielnicy Sulthanahmet Turcja, Stambuł, bazar z przyprawami w dzielnicy Sulthanahmet, Fot. Michał Grocholski                        

Po obu stronach ulicy zadomowiły się butiki projektantów, salony mody, najbardziej znane marki międzynarodowe i tureckie. Świetne są zwłaszcza te ostatnie, ze wzornictwem, jakiego w sieciówkach w naszej części Europy nie znajdzie się ze świecą. Najlepiej wybrać się do nich w czasie wyprzedaży: choć normalnie ceny na Istikal Caddesi nie odbiegają od światowych, obniżki mają tu takie, jak na wyprzedażach w Londynie czy Berlinie.


Zakupy w Indiach - Bombaj, Delhi, Goa. Tenisówki na miarę



Dzielnica Cho Lon, czyli Wielki Targ w dawnym Sajgonie, to miejsce magiczne. Głównie za sprawą soczystych kolorów i niezliczonej ilości barw. Oglądając zdjęcia wietnamskiego targu można niemalże poczuć zapach egzotycznych przypraw, który się nad nim unosi!Fot. Joanna Skrzyniarz / AG




























Gdziekolwiek by się nie było i ilekolwiek bazarów by się nie widziało, na pierwszym bazarze indyjskim każdy i tak staje jak oniemiały myśląc, że do tej pory żył w czarno-białym świecie. W zetknięciu z obłędnymi kolorami, świecidełkami i dzwoniącymi bransoletkami, w wymieszanym zapachu kardamonu, uryny i tłuszczu z ulicznych jadłodajnii, pojęcie "zakupy" nabiera zupełnie nowego wymiaru. A nabyć na indyjskim bazarze można wszystko - od plastikowej tandetnej biżuterii, przez naturalne kosmetyki i olejki, po kupony jedwabiów na sari najlepszej jakości. Sari ma 7-8 metrów długości, a ponieważ upina się je bez użycia szpilek czy agrafek, z gracją Hindusek nosić go nie sposób. Turystki w zamian mogą sobie zafundować salwar kamizy, czyli zestawy złożone ze spodni, długiej tuniki i zwiewnego szala, albo kaszmirskie chusty tkane we wszystkich wzorach i kolorach. Na ich zakupy najlepiej wybrać się do turystycznego Radżastanu - gdzie przy okazji można upolować niezłą, miejscową biżuterię, Bombaju, Delhi, a przede wszystkim - na Goa. Na nieco sennej i zapomnianej, a niegdyś ukochanej przez hipisów plaży Andżuna, odbywa się co tydzień wielki targ rozmaitości.

Zakupy w Wietnamie - Hoi An

Pod tym względem Andżunę może przebić jedynie położone w centralnym Wietnamie Hoi An. Zabytkowe miasteczko, niegdyś główny port całej Azji Południowo-Wschodniej. Na starym mieście samych sklepów z ubraniami jest 500! Prawie każdy mieszkaniec pracuje w zakładzie krawieckim lub obuwniczym, bo tutejsze sklepy wcale nie są takimi jaki znamy z Polski: zamiast gotowych ubrań wybiera się w nich materiał z bel ułożonych po sufit, a następnie wzór z równie bogatych ilościowo katalogów. Tutejsi rzemieślnicy są mistrzami kopiowania i potrafią wykonać kropka w kropkę wszystko - od robionych na miarę adidasów, przez szpilki z najnowszej nowojorskiej kolekcji po równie imponujące garnitury. Ceny - od kilku dolarów za spódnice po 30-40 za garnitur niezłej jakości. Warte uwagi są zwłaszcza jedwabie, z których słynie cały Wietnam - w jednym z ulicznych sklepów w Hanoi zakupy robiła nawet Hillary Clinton.

I to właśnie jest najfajniejszą rzeczą w czasie robienia zakupów w egzotycznych miejscach: można przy-wieźć z nich tanie, ładne, a przede wszystkim - niepowtarzalne rzeczy. Atłasowe pantofelki w kwiaty z Chinatown gdziekolwiek na świecie, słynne kapelusze panama z Ekwadoru czy srebrne naszyjniki z Meksyku bywają lepsze niż niejeden dodatek z luksusowego butiku.


źródło : http://podroze.gazeta.pl/