czwartek, 28 lutego 2013

Zorza polarna w Europie


Islandia


Jedne z najpiękniejszych spektakli na nocnym niebie można podziwiać w krainie lodowców i wulkanów - na Islandii. Szczególnie polecamy obszar Parku Narodowego Þingvellir, który znajduje się w południowo-zachodniej części kraju, kilkadziesiąt kilometrów od Reykjaviku


Finlandia



Doskonałym miejscem jest także Finlandia, gdzie jesienią i zimą aurora borealis zapiera dech w piersiach! Zorza jest tu wyjątkowo piękna - mieni się nie tylko odcieniami zieleni, ale i fioletu, i różu. Do najlepszych punktów w kraju zaliczają się miejscowości Nellim i Ivalo położone w fińskiej części Laponii

Norwegia



Choć teoretycznie zorze polarne widoczne są w całej Norwegii, najpiękniejsze tego typu zjawiska można podziwiać za Kołem Podbiegunowym. Najbardziej pewne miejsca zaobserwowania aurora borealis to okolice TromsøLofotów i cały obszar aż do Przylądka Północnego

Wyspy Owcze, Dania



Dania, a ściśle mówiąc terytorium od niej zależne, czyli Wyspy Owcze. Ten archipelag wysp wulkanicznych znajduje się na Morzu Norweskim, między Wielką Brytanią, Islandią a Norwegią. 


Szkocja, Wielka Brytania



Jednym z najmniej docenianych miejsc w Europie, w których można podziwiać zorzę jest Szkocja. Warto rozważyć ten kierunek, szczególnie, że łatwo tu dotrzeć z Polski. Za najlepsze punkty uchodząAberdeen i Dunnet Head - najbardziej na północ wysunięty fragment wyspy Wielka Brytania

Szwecja



Szwecja i Park Narodowy Abisko. Warto także wybrać się do Kiruny, gdzie działa Instytut Geofizyczny, zajmujący się badaniem zorzy polarnej. 





Najdziwniejsze miasta świata

Lily Dale, USA


Medium na każdym rogu, spotkania w Świątyni Uzdrawiania czy grupowe próby łączenia się z duchami - to nie scenariusz horroru tylko zwykły dzień Lily Dale w amerykańskim stanie Nowy Jork. Ta zamknięta społeczność specjalizuje się w propagowaniu medytacji, organizowaniu wykładów czy "wirujących stolikach". Najbardziej popularne spotkania i imprezy odbywają się latem, a wtedy wejście do miasta kosztuje ok. 10 dolarów od osoby. Konsultacje ze specjalistami od świata duchów odbywają się przez cały rok. 

Thames City, Chiny



Anglia w środku Chin? W Państwie Środka wszystko jest możliwe. Chińska fascynacja Europą przybiera czasem kuriozalne formy - na przedmieściach Szanghaju powstało Miasto Tamizy. Łudząco przypomina ono typowe angielskie miasta, z obowiązkowymi czerwonymi budkami telefonicznymi. Można się tu napić piwa w angielskim pubie, zjeść tradycyjną rybę z frytkami, a także zapozować z figurami Jamesa Bonda i Harry'ego Pottera. Miasto Tamizy jest szczególnie popularne wśród nowożeńców, którzy robią sobie tutaj pamiątkowe zdjęcia. 

Slab City, USA

Slab City w USA to pustynne miasto, które powstało w środku niczego. Nie ma tu bieżącej wody, a ludzie żyją w wozach kempingowych. Znajduje się tu Kościół Zepsutych Zabawek mieszczący się w ciężarówce oraz Drzewo Butów. Do tego największą atrakcją jest pomalowana na wszystkie możliwe kolory Góra Zbawienia, która ma powierzchnię boiska do piłki nożnej. Od lat 60. XX wieku z całego świata zjeżdżają tu outsiderzy ciesząc się wolnością i brakiem jakichkolwiek zasad. To miejsce od lat inspiruje artystów - organizowane są tu koncerty, a samo miasto wielokrotnie wystąpiło już w produkcjach filmowych. 

Longyearbyen, Norwegia





Longyearbyen w Svalbard, tuż pod kołem podbiegunowym z pozoru nie różni się niczym od innych arktycznych wiosek. Wyjątek stanowi jedno - nie można tu umrzeć, a raczej - zostać pochowanym. Od ponad stu lat na tutejszym cmentarzu nie odbył się żaden pogrzeb. Powodem są tak niskie temperatury, że zapobiegają one kompletnemu rozkładowi ciał, co na początku XX wieku było przyczyną epidemii. Nawet zabite niedźwiedzie polarne, które można tu zastrzelić jedynie w samoobronie są odsyłane na południe. W Longyearbyen nie można się także planowo urodzić - w miejskim szpitalu nie ma... porodówki. Wszystko dlatego, że to miasto testuje ludzką odporność na naturę - średnio jest tu ok. -18 stopni Celsjusza, a noc polarna trwa 130 dni. 

Monowi, USA




W samym środku Stanów Zjednoczonych znajduje się miasto, które słynie z tego, że jego populacja składa się z jednej osoby. To Elsie Eiler, która po śmieci męża jest jedynym obywatelem Monowi, a jednocześnie jego burmistrzem. Prowadzi ona bibliotekę publiczną oraz Tawernę. 

Elista, Rosja




Kałmucji, w zachodniej Rosji znajduje sięMiasto Szachów. Tu król może być obalony każdego dnia - w centrum Elisty znajduje się plansza, na której dzień i noc można grac w jedną z najszlachetniejszych gier w historii ludzkości, a obsesja miasta na punkcie szachów została doceniona przez turystów. W 1998 roku Eliście odbyła się szachowa olimpiada, w której wzięli udział arcymistrzowie z całego świata. W kompleksie, który gościł uczestników olimpiady znajduje się obecnie tzw. Pałac Szachów. To ekskluzywny hotel, którego apartamenty noszą nazwy pochodzące od figur szachowych. Elista jest również jedynym buddyjskim miastem w Europie - po wizycie Dalaj Lamy w 1998 roku zbudowano tu świątynię i muzeum sztuki buddyjskiej. 


źródło : http://turystyka.wp.pl





Turystyczny savoir vivre - czego nie można robić za granicą


Dlaczego czasem nie wolno lizać znaczków, na plaży rozebrać się do bikini, a za rzucenie papierka można zostać wychłostanym? Bo europejskie nawyki wcale nie są powszechnie akceptowane. Turystyczny savoir vivre, czyli czego nie można robić za granicą.
Turystyczny savoir vivre - czego nie można robić za granicą
Fot. Shutterstock
Podróżowanie bywa wyzwaniem. Trzeba kupić bilety, znaleźć noclegi, przeczytać przewodniki i spakować walizki. Smakować lokalnej kuchni, ale się nie zatruć, leżeć plackiem na plaży, ale się nie przypiec i kupić pamiątki na lokalnym bazarze przepłacając za nie tylko odrobinę.

Za oknem migają kolejne obrazki, zmieniają się lotniska i tylko miejscowi przyglądają się obcym z pewnym pobłażaniem, a czasem nie-smakiem. W ferworze przygotowań turysta pomyślał o wszystkim z wyjątkiem jednego - zapoznania się z etykietą kraju; popełnia więc jedną gafę za drugą nie mogąc zrozumieć, czemu traktują go jak gbura? Nie wierzysz, że przenosząc do odwiedzanego kraju zwyczaje ze swojego i nie respektując tamtych, wyrabiasz kiepską opinię sobie i kolejnym podróżnym? To zastanów się, co być pomyślał, gdybyś zobaczył w polskim tramwaju półnagiego i bosego Pigmeja, dzierżącego w ręku dopiero co upolowaną kurę i siedzącego z nogami opartymi o poręcz fotela przed nim. To samo myślą o tobie Pigmeje, gdy z butami wkraczasz w ich życie.

Leniwa sjesta

Niektóre zasady wyjazdowego savoir vivre są uniwersalne i obowiązują od Grenlandii po antypody. Niezależnie od tego, dokąd trafi zbłąkany turysta warto, żeby pamiętał, że jest tam tylko gościem, i nie komentował głośno: "jak tu brudno", "cywilizowani ludzie tego nie jedzą", "czemu oni wciąż się na mnie gapią?", nawet we własnym języku, bo sens wypowiedzi bez problemu można odczytać z ich tonu, spojrzenia i gestów. Wielu osobom, które po raz pierwszy wyjeżdżają poza zorganizowane zegarkiem i obowiązkami ramy poukładanej Europy, najbardziej daje w kość podejście do czasu i zobowiązań (a właściwie ich brak). To już nie są wyluzowane Włochy ani ognista Hiszpania, ze swoją leniwą sjestą i grzecznościowym obowiązkiem spóźnienia się na proszoną kolację, by nie zawstydzić pani domu zastając ją w szlafroku i papilotach. To słynne "tomorrow", "maybe" i czas, który istnieje tylko w opowieściach: dla wielu Afrykańczyków i Azjatów dotrzymanie umówionej godziny jest równie abstrakcyjne co lot na księżyc - jutro oznacza jutro, a jeśli nie przyjdę, to przecież będę pojutrze albo za trzy dni. - Pole, pole - mówią uśmiechając się mieszkańcy Afryki. W języku suahili oznacza to "powoli", jest sensem życia i lekarstwem na wszystkie związane z czasem dolegliwości. Jak Afryka i Azja długie i szerokie zdenerwowaniem czy złością niczego się nie załatwi, ba - podniesienie na kogoś głosu, tylko dlatego, że się spóźnił, zostanie odebrane jako złe wychowanie. Trzeba zachować spokój i uśmiechać się szeroko, a reszta rozwiąże się sama. Na arabskich sukach słynących z wielogodzinnych targów najlepsze interesy ubija się sącząc powoli herbatę na zaproszenie sprzedawcy.

Zasady targowania

Targowanie to kolejny rytuał, który dla ludzi wschodu jest codziennością, dla turystów z zachodu -męczarnią. Nie targujesz się - źle, bo uznają to za zniewagę, targujesz się - jeszcze gorzej, bo wyciskasz z tych biedaków ostatnie grosze. Żeby oszczędzić sobie podobnych rozterek, do targowania najlepiej podejść bez napięcia: o to, ile coś rzeczywiście powinno kosztować, zapytać wcześniej obsługę hotelu, negocjować - jakby się prowadziło towarzyską pogawędkę pamiętając, że ostateczna cena ma zadowolić obie strony. Niegrzeczne jest targowanie się dla targowania, kiedy nie zamierza się danej rzeczy kupić.

Zakaz robienia zdjęć

Nie tylko cenowe negocjacje, ale i każdy inny kontakt z miejscowymi pójdzie łatwiej, jeśli turysta nauczy się kilku podstawowych słów w ich języku - cuda potrafią zdziałać już same "dziękuję" i "dzień dobry". Arabskie przywitanie "salam" jest doskonałym wstępem do tego, by zapytać o możliwość zrobienia zdjęcia - jednak tylko mężczyzny, bo muzułmańskich kobiet, zwłaszcza tych z tradycyjnych rejonów, fotografować nie wolno. Wiele innych osób zdjęć sobie zwyczajnie nie życzy, inni (zwłaszcza w Afryce i wśród Indian) - panicznie się ich boją wierząc, że kradną kawałek duszy. Często trzeba się też trzymać z dala od obiektów rządowych i wojskowych, a bywa, że nawet mostów - ich fotografowanie może zostać uznane za szpiegostwo. 

Zakaz śmiecenia

Podobnie restrykcyjne zasady potrafią dotyczyć czystości - krucjata ze śmieceniem, żuciem gumy i paleniem w Singapurze przeszła już do legendy. W kraju tym za rzucenie papierka na ulicę można zapłacić ponad 1200 zł, a pewien zachodni delikwent malujący graffiti w metrze został wychłostany.

Zakrywać nie odkrywać - Turcja, Albania, Iran

Zasady zachowania bardziej niż od kraju, zależą od wyznawanej w nim religii, a najwięcej wiedzy potrzeba do poruszania się po regionach buddyjskich i muzułmańskich. Wszędzie reguły dotyczą ubrania, w jakim można wejść do świątyni - niezależnie, czy jest to buddyjski wat, czy meczet, czy cerkiew - powinno być ono skromne i więcej zakrywać, niż odkrywać: spodnie, spódnice mają sięgać przynajmniej za kolana, a rękawy tiszertów - zasłaniać ramiona. W meczetach i cerkwiach kobiety muszą okryć włosy, a w sikhijskich gurdwarach - obowiązuje to także mężczyzn. W tych ostatnich przed wejściem trzeba zdeponować wyroby skórzane, papierosy i buty, a w bramie - obmyć nogi. Boso wchodzi się również do świątyń hinduistycznych - buty należy zostawić przed wejściem, a nie zabierać je w plecaku. W Błękitnym Meczecie, jednym z najpiękniejszych symboli Stambułu, turyści dostają za to w wejściu reklamówki - żeby wchodząc do środka mogli zapakować w nie buty. Do meczetów nie wolno wchodzić w czasie modłów, poza nim - robić zdjęć modlącym się. Do wielu wstęp niewiernym jest zakazany w ogóle (przed bramą prowadzącą na dziedziniec można stać i przyglądać się, ile się chce), do innych - nie wolno wchodzić kobietom, w jeszcze innych - dostępne dla nich są tylko pewne części świątyń. Nie znającym zwyczajów przyjezdnym może przytrafić się także sytuacja odwrotna - w Albanii, która swego czasu została ogłoszona pierwszym świeckim krajem świata, kobieta okrywająca głowę chustą w przedsionku meczetu jest witana zdziwieniem równym, jak turystka zakładająca pasiasty fartuch przed wjazdem do polskiej wsi. W teke, czyli świątyni obrządku bektaszyckiego, którego Albania jest stolicą, wręcz nie trzeba tego robić - reguły nie nakazują kobiecie zasłaniać twarzy. Za to w niektórych cerkwiach, gdzie głowę trzeba mieć okrytą, wypożyczające chusty mniszki idą z duchem czasu: dla starszych kobiet mają tradycyjne chusty w kwiaty, dla młodszych - lekkie szale w panterkę (w Gruzji elementem obowiązkowym jest także chusta do obwiązania bioder i zaimprowizowania w ten sposób spódnicy - kobieta w spodniach obraża pana Boga). W podobny sposób do noszenia chust na ulicach podchodzą młode Iranki - podobnie jak im, wjeżdżającej do tego kraju turystce wystarcza szal zarzucony na głowę. Musi za to nosić sięgające kostek spodnie albo spódnicę oraz luźną tunikę ukrywającą kształt bioder i pośladków. 

Zakaz całowania

W krajach muzułmańskich i hinduistycznych nie powinno się także publicznie okazywać uczuć - przytulanie się, całowanie, czy nawet niewinne cmoknięcie w policzek zostanie przyjęte z dezaprobatą. Nie powinni za to dziwić miejscowi chłopcy spacerujący trzymając się czule za rękę - oznacza to ni mniej, ni więcej to, że są dobrymi przyjaciółmi. W tych samych regionach kobiety nie powinny rozbierać się na lokalnych plażach: za "bikini" służą spodnie i tunika albo długa suknia, a w restrykcyjnych krajach islamu obowiązują nawet specjalne stroje kąpielowe na basen - kombinezony do kostek, z dodatkową spódniczką-falbanką wokół bioder.

Ręka ręce nierówna

W islamie i hinduizmie wielkim nietaktem jest jedzenie lewą ręką - jest ona uważana za nieczystą, służącą do "innych" czynności. Konkretnie tych, którymi prędzej czy później skończy się każdy posiłek - wraz z wodą z kranika, jaki jest w każdej toalecie, zastępuje papier toaletowy. I nie jest to bynajmniej brak czystości, tylko szczególna dbałość o nią: Hindusi tłumaczą to obrazowo, że gdyby ubrudzili odchodami np. rękę, nie wcieraliby ich przecież w nią papierem, tylko zwyczajnie umyli.

Tajlandia - szczególne zasady

Szczególne zasady obowiązują również w regionach buddyjskich, a z tych najbardziej turystyczną jest Tajlandia. Lądując w gwarnym i kolorowym Bangkoku trzeba pamiętać, żeby na powitanie nie podawać ręki, tylko złożyć dłonie na wysokości piersi równocześnie lekko schylając głowę. Nigdy i nikomu nie wolno pokazywać stóp, ani wskazywać nimi czegokolwiek - odpada więc siedzenie w autobusie z wyciągniętymi nogami, a w świątyni trzeba usiąść podwijając je pod siebie. Nie wolno przechodzić nad nikim leżącym, ani dotykać czyjejś głowy (także głaskać dziecka). Szczególne zasady obowiązują również kobiety, na których drodze stanie mnich: nie mogą go dotykać, ani niczego mu podawać. 

W samej Tajlandii, poza etykietą buddyjską, jest także ta dotycząca króla: obraza majestatu miłościwie panującego Ramy IX - np. zniszczenie plakatu z nim - jest zagrożona karą do 15 lat więzienia. Niegrzeczne jest również zmięcie czy niedbałe rzucenie banknotu albo polizanie znaczka - na obu jest przecież wizerunek króla.


źródło : http://podroze.gazeta.pl